S
STANISŁAW POTEMPSKI „SŁAWEK"
Okruchy wspomnień
Mobilizacja Pierwsze ogłoszenie o mobilizacji spotkało mnie w Warszawie. Musiałem dotrzeć do mojego oddziału
8 Pułku Artylerii Lekkiej
stacjonującego w Płocku. Miałem nadzieję spotkać tam moich kolegów
z Gimnazjum im. Stanisława Staszica, którzy ukończyli też
różne szkoły podchorążych. Ja ukończyłem Szkołę Podchorążych
Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu
Wołyńskim.
Po dotarciu na miejsce
okazało się, że pułk
już wymaszerował w kierunku
granicy z Prusami. Podjąłem się „pościgu". Nie było to sprawą prostą, ze względu na panującą sytuację braku organizacji, zdenerwowania i ogólnego bałaganu wynikającego między innymi z braku informacji (środki łączności). Z okresu
Powstania
mocno
pamiętam pierwszy nalot niemiecki na konwój ludzi
przemieszczających się drogą. Widząc nadlatujący samolot wskoczyłem w
pole kapusty najszybciej, jak potrafiłem. Widząc i słysząc pociski,
modliłem się i przyrzekłem, że jak przeżyję, to do końca życia
będę jadł ryż, którego nienawidziłem.
Przeżyłem i udało mi się dogonić pułk, w ramach którego uczestniczyłem
jako dowódca baterii w obronie Modlina, która też nie
wyglądała tak, jak uczyliśmy się w podchorążówce. Tam też podstawowym
problemem była łączność i nie zawsze docierające rozkazy
dowództwa. Nasze stanowisko ogniowe było na skraju pola w dużej
odległości od punktu dowodzenia, tak więc często nie wiedzieliśmy, co
mamy robić.
Kapitulacja też była nietypowa jak na późniejszą wojnę i okupację.
Niemcy jeszcze zachowywali się zgodnie z konwencjami. Idąc do
niewoli (Działdowo) mogłem nawet zachować bagnet (broń biała).
Okupacja
Okres okupacji spędzałem w moim rodzinnym mieście Warszawie.
Imałem się różnych zajęć, aby utrzymać się przy życiu. Bardzo
ważna była działalność związana z przygotowaniami do godziny W".
Mieszkańcy Warszawy na początku wojny nie wiedzieli, jak się zachowywać,
dbać o bezpieczeństwo itp. Trudno było przestawić się
na tryb okupacyjny.
Powstanie
Napisano już wiele. Jest dużo relacji, książek filmów.
Dla mnie jednym z największych przeżyć był początek Powstania. Na godzinę „W" stawiłem się do miejsca koncentracji na ulicę Długą. Byłem adiutantem Batalionu „Antoni". Byliśmy nieuzbrojeni. Dowództwo postanowiło, że powinniśmy przedostać się do Puszczy Kampinoskiej, gdzie po dozbrojeniu mieliśmy powrócić do miasta.
Nocą, w deszczu, przez Cmentarz Powązkowski dotarliśmy do
Cmentarza Ewangelickiego (kaplica Halpertów). Plan był następujący.
Rano wyznaczony przez dowódcę Juliusza Chomicza „Julka"
(„1046") patrol miał sprawdzić, czy istnieje możliwość przedostania
się przez ulicę Górczewską.
Niestety akcja nie powiodła się. Natrafiliśmy na silnie uzbrojonych
Niemców. Strzelali
do nas jak do kaczek. Poległo 9 z naszych
towarzyszy broni z dowódcą
na czele. Cześć
ich pamięci.
Tablica pamiątkowa
Kompanii „Aniela" na
ul. Górczewskiej 45.
Fot. Zbigniew Potempski. Zdjęcie w zbiorach prywatnych
przekazane do redakcji
przez Zbigniewa Potempskiego
Walki powstańcze
Na cmentarzu na Woli (kaplica Halpertów) broniliśmy się do
6 sierpnia. Mieliśmy minimalną ilość broni, więc było bardzo ciężko.
Będąc w tym rejonie, dostaliśmy pierwszy zrzut z powietrza. Były to
samoloty z Anglii, a nie jak później Brindisi. Niestety dostawy były
bardzo skromne i broni jak na lekarstwo. Spadochron z zrzutu zwinąłem i ukryłem na cmentarzu (był z doskonałego materiału nylonowego
- przydał się zaraz po wojnie w styczniu 1945 roku).
Niemcy w tym czasie masakrowali ludność Woli. To było straszne.
Przyszedł rozkaz: „Wycofujemy się na Stare Miasto", tak więc
przedostaliśmy się na ulicę Długą 5 lub 7. Nastąpiło wtedy wcielenia
Baonu „Antoni" do Batalionu „Gustaw". Było już nas mało. Tylu
zginęło. Duża część to moi przyjaciele z przedwojennego harcerstwa.
Była to jedna z lepszych drużyn 16 WDH. My byliśmy z drużyny
„Tury".
Walki były bardzo ciężkie. Ustalone były czterogodzinne dyżury.
Były oczywiście ogromne niedostatki żywności i również w zakresie
higieny. Bardzo szybko przestały działać wodociągi. Zostały jedynie
studnie, z których korzystając, trzeba było uważać, bo ciągle były
bombardowania (znane wszystkim
ciężkie działa zwane „szafami").
Życie musiało przenieść się do
piwnic, gdzie warunki były koszmarne. Piwnice poszczególnych
domów były połączone (przebite ściany).
Była to jedyna względnie bezpieczna droga poruszania się po
mieście.
13 sierpnia byłem na kwaterze na ulicy Kilińskiego, jak wybuchł
czołg. To była przerażająca tragedia. Mną rzuciło o ścianę, ale miałem
szczęście, że nie byłem akurat na zewnątrz. Wszystko płonęło, a
szczątki ludzkie były porozrzucane po całej ulicy.
W czasie ciężkich walk zostałem ranny, tak więc później miałem
utrudnione możliwości bojowe. Zostałem wyznaczony 29 sierpnia
do pierwszego transportu rannych kanałami do Wareckiej. Przejście
kanałami odbywało się w koszmarnych warunkach smrodu, pyłu
i braku powietrza. Trzeba było bardzo uważać przy często zawałonych
przejściach przy studzienkach. Niestety należało się liczyć również
z obstrzałem i rzucaniem granatów do włazów przez Niemców.
Epilog czyli „wyzwolenie"
Pomimo mojej historii powiązanej z wojskiem byłem pacyfistą.
Tak jak Narodowa Organizacja Wojskowa byliśmy trochę sceptycznie
nastawieni do decyzji o wybuchu Powstania. Jednak przez lata
okupacji i zniewolenia wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że Powstanie
i tak wybuchnie. Liczyliśmy jednak na inny jego przebieg.
Zachód nie mógł przyjść z pomocą, a wschód nie chciał.
Oryginalny tekst został przekazany
przez
rodzinę Autora
do redakcji oraz znajduje się w zbiorach prywatnych
|