Powstanie Warszawskie 1944

Powstanie Warszawskie

 

Warsaw Uprising 1944

Groups of Warsaw Rising fighters

Warsaw Rising 1944

Meeting of fighters 50 years after.

Group "Aniela" was a part of a fighting batalion named "Gustaw"

 Meeting of Warsaw Rising 1944 fighters - April 20th, 1986
Kompania "Aniela"
Robert Bielecki - Gustaw-Harnaś Formacja "Gustaw - Harnaś  Dwa powstańcze bataliony"
PIW 1989 Roberta Bieleckiego.
Biogram Stanisława Potempskiego
Biogram Stanisława
Robert Bielecki - Gustaw Harnaś Zdjęcie wykonane 2.10.1944  

Patrol Chomicza posuwał się Górczewską w dwu grupach. Lwunastu ludzi wraz z dowódcą biegło lewą stroną ulicy, na­tomiast po prawej, nie zabudowanej stronie znajdowało się czte­rech żołnierzy — Bogusław Wolski, Zdzisław Tyrcha, Tadeusz Tan i Tadeusz Prosiński. Lewa grupa wysunęła się do przodu, bo biegła chodnikiem, prawa natomiast pozostawała o dobre kilkadziesiąt metrów w tyle, bo szła kartofliskiem.3

W chwili gdy ppor. Chomicz z Idźkowskim dopadli bramy domu Górczewska 45 i natknęli się na niemieckiego podoficera, reszta lewej grupy znalazła się przed tym domem, pod drew­nianą szopą, przylegającą do narożnika Górczewskiej i Soko­łowskiej. Ukryty za szopą patrol niemiecki został zaskoczony nagłym pojawieniem się powstańców.

Niemcy najwcześniej spostrzegli pchr. „Bogusława” i jego trzech ludzi, którzy szli otwartą przestrzenią. Otworzyli do nich. ogień z wiaduktu kolejowego i z wieży strażniczej po drugiej stronie torów. „Bogusław” i trzej jego żołnierze próbowali zbli­żyć się do wiaduktu, by znaleźć się w ten sposób w martwym polu. Kiedy jednak spod wiaduktu wyjechały dwa opancerzo­ne transportery — wycofali się, ostrzełiwując, w stronę Żytniej.

Widząc, że Niemcy ostrzeliwują „Bogusława” prawdopodob­nie z górującej nad torami wieży strażniczej, Artur Jacyna, podsadzony przez kolegów, wdrapał się na dach szopy. Zanim jednak otworzył ogień, sam został trafiony z tej wieży. Rana była śmiertelna, szybko tracił siły, zdążył tylko rzucić kole­gom swą broń — pistolet maszynowy. Kiedy wołali doń, by sam zsunął się z dachu, wyszeptał jedynie: „Zostawcie mnie tutaj.” Wszystko wskazuje, że w parę minut później został dobity przez Niemców albo zmarł z upływu krwi.

Ppor. Chomicz zorientował się już, że tuż za szopą znajduje się niemiecki patrol. Spod wiaduktu wybiegł zresztą jakiś ofi­cer, który słowem i gestem zachęcał ten patrol, aby wyszedł z ukrycia i podjął bezpośrednią walkę z powstańcami. Ktcś z grupy Chomicza rzucił ponad szopą granat, ale nie było eks­plozji. Wobec tego Chomicz zdecydował się obejść Niemców od tyłu i z paroma ludźmi posunął się w głąb bramy. W bra­mie domu przy ulicy Górczewskiej 45 pozostali PyżykowskL Idźkowski, Ruśkiewicz, Janoeha i Szamejt jako ubezpie­czenie.4

Chomicz biegł teraz podwórzem, które z prawej strony ogra­niczone było jakimiś zabudowaniami gospodarczymi, a z lewe.

otwierało się na dosyć szeroki ogród. W tym ogrodzie właśnie zapadł niemiecki podoficer, którego Chomicz i Idźkowski na­potkali przed chwilą w bramie. Biegli tak siedemdziesiąt, może osiemdziesiąt metrów, starając się ominąć zabudowania i wyjść na Sokołowską. Dopadli murowanej przybudówki i przez otwarte drzwi dostali się do jakiegoś mieszkania. Chomicz zostawił tu sanitariusza Andrzeja Sommera (zresztą bez broni) jako kolejne ubezpieczenie, a sam przez okno wydostał się na otwartą przestrzeń. Pospieszyli za nim Wiśniowski, Michalski, Zbyszek Jacyna i Nadratowski.5

Wciąż nie mogli przedostać się na Sokołowską, trzeba było posuwać się dalej Kilkanaście metrów. Wreszcie znaleźli przej­ście, byli teraz na Sokołowskiej, na tyłach grupy Niemców stojących za drewnianą szopą przy Górczewskiej. Nie wiedzieli, że sami znaleźli się w środku nieprzyjacielskiego ugrupowania, że Niemcy są wokół nich.

Janusz Wiśniowski, dostrzegłszy Niemców za szopą, w od­ległości około stu metrów, wychylił się zza muru i oddał do nich długą serię. Ledwie to uczynił, kiedy usłyszał pojedynczy strzał z karabinu. To strzelał doń z tyłu jakiś Niemiec, którego do tej pory nie zauważył. Sytuacja zmieniła się gwałtownie, powstańcy z tropiących sami stali się tropionymi.

Chomicz zarządził odwrót, tym bardziej że zaczął ich ostrze­liwać karabin maszynowy z wieży kościoła. Osłaniał ich Wiśniowski, prowadząc pojedynek ogniowy z tym kaemem. Do okna mieszkania, w którym czekał Sommer, dobiegli tylko Mirek Michalski i ciężko ranny Zbyszek Jacyna. Chomicz i Stefan Nadratowski padli od kul Niemców strzelających od strony kościoła Św. Stanisława, z Sokołowskiej i z oficyn.6

Sommer i Michalski wciągnęli Jacynę do środka. Sommer pozostał przy rannym, a Michalski spróbował jeszcze przebiec z tej przybudówki do bramy Górczewska 45, by sprowadzić kolegów. Kiedy tam biegł, został trafiony serią peemu przez Niemca leżącego w ogrodzie, i upadł o kilkanaście metrów od