|
Dr STANISŁAW
ROZSTWOROWSKI, płk dypl. d-ca 22 p
STUDJUM PSYCHOLOGICZNE O SZARŻY POD ROKITNĄ
Fakta przedstawiają się następująco:
Jest to dziewiąty miesiąc wojny dla 2-go szwa dronu ułanów Legjonów
Polskich. Rotmistrz Zbi” gniew Dunin”Wąsowicz — jego dowódca — wysyła
dnia 12 czerwca 1915 r. o świcie patrole na wzgórza koło wsi Rokitna
oraz pod las Dołżok na granicy Bukowiny i Bessarabji. Wracają one
ostrzelane i meldują, że stwierdziły dawno przy” gotowanymi okopami
umocnioną pozycję obronną Rosjan.
Przed południem dochodzi na wzgórza położone między wsiami Rarańczą a
Rokitną czoło Lej Brygady Legjonów i piechota jej rozpoczyna natarcie
poparte artylerją. Trwa ono cały dzień, noc i przez rano następnego
dnia, t. j. 13 czerwca.
Bez rezultatu. Ogień broni maszynowej i ręcznej oraz artylerji nie
pozwalają podsunąć się bliżej, jak na stok tuż na wschód od rzeczki
Rokitny.
Dwa szwadrony ułanów legjonowych trzymane w odwodzie śledzą ze wzgórz za
wynikami walki i są świadkami bezowocnych zmagań piechoty.
O godzinie 12.30 Szef sztabu Brygady, kapitan Vagasz wzywa rotmistrza
Wąsowicza i daje mu rozkaz zdobycia okopów pod Rokitną — szarżą konną.
Piechota ma iść w ślad za ułanami, artylerja ma wesprzeć natarcie.
Rotmistrz Wąsowicz wraca do szwadronów, podaje komendę „na koń i
sprowadza kolumnę czwórkami ostrym kłusem w dolinę rzeczki Rotkitny,
skacze przez potok, pociągając za sobą szwadrony, a mijając przyduszoną
we wnękach do ziemi piechotę, podaje komendę: „2-gi szwadron w
tyraljery, 3-ci szwadron w rezerwie, szable w dłoń! do szarży — marsz —
marsz". Z czterech piętrowo rozbudowanych — na wznoszącym się w górę
błoniu — okopów rosyjskich zrywa się gwałtowny ogień.
2-gi szwadron rusza cwałem, 3-ci szwadron skrę” ca pod domy wsi Rokitny.
Szarżujących jest siedm” dziesięciu, Rosjanie rzucają już broń, widząc
jednak garstkę, chwytają znów za karabiny. Ułani pod ich strzałami
skręcają wzdłuż okopu, do wsi pięciu ich wróci bez ran do własnych
linij.
Na błoniu między okopami leży 17-tu zabitych, w tem wszyscy oficerowie z
dowódcą na czele, dwudziestu rannych, ponad czterdzieści koni poległo
zabitych lub upadło przy skakaniu okopów. Robi się cisza.
W nocy Rosjanie wycofują się o 30 kilometrów na wschód pod Chocim —
oddając pole bitwy 2-ej Brygadzie Legjonów. W szarży pod Rokitną mamy
przykład wykonania rozkazu, kierującego cały oddział na śmiertelne
niebezpieczeństwo, choć z możliwością powodzenia.
Rozkaz zostaje wykonany natychmiast, po bohatersku, jak przystało na
starą gwardję.
Całe pokojowe wyszkolenie i wychowanie ma na celu, by rozkazy podobne
były tak wykonywane.
To też warto w oddzielnem studjum, które nazwałem psychologicznem,
rozpatrzyć, jakie czynniki złożyły się na czyn pełen chwały
rokitniańskich ułanów.
„W każdej bojowej pracy rozróżniać trzeba czyn wodza i czyn oddziału. W
tej więc myśli zanahizuję kolejno psychologję rotmistrza, a potem
zbiorową psychologję jego szwadronu.
Rotmistrz Dunin-Wąsowicz nie był typem określanym przez Niemców, jako
„Haudegen. Nazwa ta stosuje się do kawalerzysty, który bez
zastanowienia, gotów jest zawsze wystrzelić, jak korek z butelki
szampana. Są to bracia Kiemhicze z „Potopu, którzy pytają tylko „kogo
prać? Są to charaktery proste, nieskomplikowane. Rtm. Wąsowicz takim nie
był. Na podstawie historji bojowej 2-go szwadronu łatwo dowieść, że
psychologicznie stanowił typ inny, raczej refleksyjny.
Pod Cucyłowem w październiku 1914 r. wstrzymuje już puszczoną w ruch
szarżę, by prze” rzucić ułanów do walki pieszej. Spostrzegli bowiem, że
samodzielnie działający na tyłach nie” przyjaciela szwadron prowadzi na
całą brygadę kozacką rozwiniętą na błoniu.
W czasie bitwy Mołotkowskiej wysunięty dla ubezpieczenia lewej flanki
piechoty — zajmuje wzgórze Hyga i trzyma je nie wiążąc się zupełnie w
toczącą się u stóp góry walkę. Pod Tłumaczem wysłany w zapadającą ciemną
noc marcową na obejście z dwoma szwadronami przez lasy — daje się na
półtora godziny zatrzymać strzałami słabej wysuniętej placówki
kozackiej. Przy wypadzie prowadzonym z Jasieniowa przez Riczkę na
Huculszczyźnie w styczniu 1915 roku po bardzo przykrym przemarszu
20”kilometrowym przez dzikie górskie przełęcze — na wiadomość o
wysuwającej się sotni kozaków w wąwozie prowadzącym na tyły naszego celu
— Sokołówki — zarządza postój, a potem marsz powrotny.
Z tych trzech ostatnich działań wracamy pełni rozgoryczenia i żalu do
dowódcy, za zbytnią ostrożność i brak czynnego wystąpienia.
Te przykłady wskazują na to, że rtm. Wąsowicz umiał działać ostrożnie i
bynajmniej nie szukał sposobności do walki tam, gdzie uważał, że swe
zadanie bez strat jest w możności wypełnić.
A pomimo to do szarży na niezdobyte przez piechotę okopy — rzuca się bez
chwili wahania i namysłu.
Jakie wpływy zdążyły wytworzyć jego psychologję — oto problemat do
rozpatrzenia.
Znając z licznych rozmów i tylomiesięcznego obcowania na wspólnych
kwaterach wojennych przebieg życia i sposób myślenia naszego dowódcy,
widzę tu wpływy następujących czynników;
1. Tradycji rodzinnej i tradycji broni jezdnej.
2. Przebytego wyszkolenia w szeregach kawalerji austrjackiej.
3. Ideowości wytworzonej w Związku Strzeleckim i Legjonach,
4. Poczucia karności wojskowej.
5. Poczucia wyższości nad przeciwnikiem i atmosfery zwycięskiej
ofenzywy,
6. Walorów osobistych, zdolności do ryzyka i odwagi.
Tradycje rodzinne Wąsowiczów były pod względem wojskowym rzeczywiście
piękne. Pras dziad jego służył pQd Napoleonem i odwagą wys różnił się
wśród tysiąca innych. Jego to wybiera Napoleon na dowódcę swej eskorty w
powrocie
Moskwy do Paryża. Polski szwadron Wąsowicza ma torować drogę przez kraj
zalany podjazdas mi kozackimi. „Wie, że Wąsowicz jest oficerem
zdecydowanym na wszystko i że można mu za ufać.
Tradycje napoleońskie są w naszym rotmistrzu niezmiernie żywe.
Wielokrotnie wspomina z zas zdrością o ówczesnych szarżach. Wyraża
wielokrotnie żal, że nie danem mu było żyć wśród chwały szwoleżerów z
pod Samosierry, czy złotych kirasjerów Małachowskiego z bitwy nad rzeką
Moskwą, gdy to zaszarżowali rosyjską redutę. Współczesną wojnę ocenia za
nie nadającą się do takich pięknych bohaterskich czynów.
Tradycja przedrozbiorowej jazdy polskiej jest mu znana, choć wychowany w
szkołach austrjacs kich nie miał możności zapoznać się z nią dokładniej.
Wie tylko ogólnie o tem, że bitwy pod Chocimem, Kłuszynem czy Wiedniem —
rozstrzygała szarża jazdy polskiej. Ale i to wystarczy.
2. Austrjacka szkoła oficerska i służba późniejsza w huzarach
węgierskich, a potem w 13 p. ułanów miała, bezwarunkowy wpływ na
ukształtowanie się wojskowego sposobu myślenia. Za walkę godną
kawalerzysty uznawana jest tam tylko szarża konna. Wszystkie manewry
uczą o tem dobitnie, choć sztuka władania białą bronią prawdziwną
nielogiczność nie jest w poszanowaniu. Walka piesza jazdy jest w
pogardzie, na służbę rozpoznania mniej zwracano uwagi, natomiast wpajano
tęsknotę do walki wręcz i kształcono ducha zaczepnego. Epizody takie,
jak trzymanie całej zmasowanej 4-tej dywizji kawalerji w sierpniu 1914
r. przez generała Zarembę — po komendzie „szablę w dłoń” — i to przez
cztery godziny, dla utrzymania „pogotowia bojowego do walki — są
charakterystyczne dla ówczesnej szkoły kawalerji austrjackiej. Marzenia
o szarży kawaleryjskiej nie odstępowały więc i z tego względu rotmistrza
Wąsowicza nigdy, a przez dziewięć miesięcy wojny nie dały mu się
urzeczywistnić.
3. Ideowością Związku Strzeleckiego przejął się Wąsowicz po opuszczeniu
armji austrjackiej i wstąpieniu wraz z bratem Bolesławem do plutonu
strzeleckiego w Brzeżanach. Ideologja walki czynnej za Ojczyznę,
konieczność ofiar, wiara w to, że Legjony są kadrą przyszłej armji
polskiej, więc, że każdy nasz ówczesny czyn, jest zarazem budowaniem
nowych tradycyj — były u niego już bardzo silne. Pomimo pewnych form
zewnętrznych i pewnych pozostałości austrjackiego pokroju — był on
jednym z najmocniej ideowych oficerów Legjonów, należał do elity, która
stanowiła o wartości moralnej całej tej grupy. Dla dobra Polski ważyć
swoje życie i innych uważał za rzecz zupełnie naturalną i prostą.
4. Poczucie — karności wojskowej rotmistrza Wąsowicza wyrobiło się w
szkole oficerów zawos dowych. Było ono odmienne, niż dyscyplina
Legjonistów niewyszkolonych wojskowo, lub oficerów armji niemieckiej,
rosyjskiej, czy francuskiej. Legjonista spełniał rozkaz, wychodząc z
założenia, że jeśli ochotniczo zgłosił się do szeregów — to wypadnie mu
już słuchać. Chętniej słuchał swych przełożonych legjonowych niż komendy
austrjackiej. Nie trzeba przytaczać przykładu karności wobec Komendanta
Piłsudskiego, jako zbyt znanego, ałe wystarczy przypomnieć, że w drugiej
Brygadzie rozkaz ówczesnego pułkownika Zielińskiego, późniejszego
generała broni, przebywającego w Brygadzie w okresie Rokitny bez
określonej funkcji wydawał się dla nas wszystkich bardziej obowiązującym
od rozkazów właściwego dowódcy narzuconego nam przez komendę armji
austrjackiej — zresztą bardzo dzielnego oficera płk. Kiittnera. Na ogół
dyscyplina wojskowa w II giej brygadzie była bez zarzutu, dyscyplina
porządkowa,gospodarcza, a przedewszystkiem ideowa wobec Austrjaków
raczej wątpliwa.
Rtm. Wąsowicz miał za sobą szkolę dyscypliny austriackiej. Polegała ona
na tern, że rozkaz otrzymany wypełniało się mniej lub więcej sumiennie,
ale równocześnie głośno krytykowało decyzję przełożonych.
Jeżeli w tym wypadku nasz dowódca tak ochoczo podskoczył do ataku,
wyglądającego wyjątkowo groźnie — to śmiem twierdzić, że wszystkie inne
czynniki psychiczne, a więc tradycja, ideowość legjonowa, ambicja
kawaleryjska — były silniejsze — niż sama dyscyplina.
5. Poczucie wyższości nad przeciwnikiem było następstwem otaczającej nas
atmosfery zwycięstwa. Po pamiętnym dla nas ciężkim odwrocie, dokonanym w
maju, na skutek przerwania frontu nie naszego, lecz sąsiadów — po
okresie walki pozycyjnej nad Prutem — rozpoczęta od Hlinicy w dniu 6
czerwca ofenzywa zaznaczyła się piękne mi zwycięstwami. Udane
rozwinięcie z przyczółka mostowego, bój pod Zadobrówką z rozkazem
dowódcy korpusu Kordy „o pięknym dniu Polskiego zwycięstwa, widok całych
batalijonów rosyjskich branych do niewoli przez patrole nasze, zajęcie
przez nasi dywizjon kawalerji rzucony do pościgu pięknego miasteczka
Sadogóry — wszystko to wytworzyło nastrój zwycięski, który jeszcze nie
usechł w ciągu tak mozolnie prowadzonej dwudniowej bitwy o Rokitnę.
Podczas, gdy nasza piechota po sześciu dniach i nocach marszów, bitew,
ataków na bagnety, głodowania i bezsenności „skończyła się — to
kawałerja jeszcze trzymała się nerwowo. Postój na górze na poła lucerny
wśród słonecznej pogody tuż przed szarżą — był pełen śmiechu i wesołych
ułańskich dowcipów.
Poczucie powodzenia wytworzyło zaufanie do wyższego dowództwa. Gen.
Korda, z pochodzenia Węgier, który jako kilkoletni dowódca krakowskiego
korpusu przed wojną zżył się ze społeczeństwem polskiem, a obecnie w
czasie bitew dojeżdżał do pierwszych linij, dzieląc z wojskami i
niebezpieczeństwa i trudy — pozyskał większy autorytet niż inni,
poprzedni, a w czołowych odcinkach nigdy nie widywani dowódcy.
Szef sztabu Brygady, rotmistrz węgierskich huzarów Vagasz, zdobył sobie
też zaufanie odważnem poprowadzeniem naszych szwadronów przed dwoma
dniami na nocny wypad i zajęciem przez zaskoczenie ufortyfikowanej i
odrutowanej pozycji za Sadogórą koło wsi Szancen. Sądzę, że rozkaz do
szarży podany z jego ust brzmiał krótko, ostrą i dobitnie.
Nastrój zwycięstwa wytwarza wyższą temperaturę na wojnie i sam przez się
jest płodny w bohaterskie czyny.
7. Wszystkie te czynniki razem wzięte nie byłyby miarodajne, gdyby nie
ostatni — osobiste zalety rotmistrza Wąsowicza jako dowódcy. Wąsowicz
lubił hazard. Był zamiłowanym graczem. Ta cecha charakteru wiele mu w
życiu sprawiła przykrości, ale na wojnie w decydującym momencie nie była
bez znaczenia.
Ale przedewszystkiem był to wybitnie odważny osobiście żołnierz. Pod
Cucyłowem, wśród ostrej wymiany kul, gdy myśmy leżeli po rowach przy
drożnych — on chodził środkiem szosy czuwając nad przebiegiem całości
walki. Będąc ostrożnym w szafowaniu życiem podkomendnych — sam na gwizd
pocisków był nieczuły.
I dlatego tak śmiało poprowadził na swej gniadej „Hochli" 2-gi szwadron
dla zdobycia ziejących ogniem okopów.
II.
Na psychologję oddziału ułanów jadącego za swym rotmistrzem do szarży
składały się następujące czynniki:
1) Ideowość, 2) Poczucie tradycji broni, 3) Zwartość wewnętrzna
szwadronu, 4) Wiara w szczęśliwą gwiazdę, 5) Ambicja wielkiego czynu, 6)
Doświadczenie bojowe i odwaga żołnierska.
1. Ideowość szwadronu, jak całych Legjonów, była jego największą siłą.
Ochotnicza służba dla Ojczyzny, wysoki poziom umysłowy — na 110 ułanów
wyjeżdżających z Krakowa 96 miało skończoną maturę łub uniwersytet —
tworzyła z tego szwadronu raczej oddział oficerski, niż przeciętny
linjowy. Ideowość miała po blisko rocznych warunkach i to nie tylko
bojowych ale dużo gorszych— moralnych inną treść niż na początku wojny.
To nie był już słomiany ogień, nie poryw do wojaczki, raczej na zimno
wyrachowany upór w dotrwaniu, był to nastrój z pieśni I Brygady: "..my
życia los, rzuciliśmy na stos, na stos"
W czerwcu 1915 r. widoki na odzyskanie nie podległości były jeszcze
bardzo małe, a jak najgorsze ustosunkowanie się do problemu polskiego
zarówno ze strony Rosji, jak Niemiec i Austrji, ogólnie znane. Mało kto
z nas oczekiwał, że woj na światowa przyjmie tak korzystny obrót dla
nas, jak się to stało przez pogrom Rosji na wschodzie, a klęskę Niemiec
na zachodzie. Większość z nas widziała przed sobą jeszcze bardzo daleką
i ciernistą drogę do wolności narodu, ale prawie wszyscy zdawali sobie
jasno sprawę z tego, że w niewolnej Polsce żyć już nie potrafią.
Zakosztowali już wewnętrznej, moralnej niepodległości ducha przez walkę
w polskim mundurze i pod jarzmo wracać nie byli już w stanie. Raczej —
śmierć.
2. Poczucie tradycji było w całym oddziale bardzo silne. Duży odsetek
ułanów obowiązany był do dzienności tradycją rodzinną. I tak wachmistrz
Sokołowski był wnukiem wachmistrza Sokołowskiego z l go pułku
szwoleżerów Gwardji Napoleona, Jankowski, Konopkowie, Kossowski,
Rostworowski, Piotrowski, Zawadzki, Lewartowski byli prawnukami
napoleońskich żołnierzy, Sierkiejewicz, Kisielnicki, bracia Moszyńscy i
wielu innych wnukami powstańców z 31 i 63 roku. Poza tem jako kadra
przyszłej kawalerji polskiej uważaliśmy za konieczne podtrzymanie
tradycji dawnej jazdy polskiej. Lektura dzieł Sienkiewicza i Żeromskiego
znalezionych w jakimś opustoszałym dworze i krążących po szwadronie a
odczytywanych po raz dziesiąty w życiu nie były bez wpływu na nastrój
całego oddziału.
3. Zwartość wewnętrzna szwadronu, a więc poczucie jeden za wszystkich —
wszyscy za jednego
— było bardzo silnie rozwinięte u nas. Pójść w ogień za swym dowódcą —
było samo przez się zrozumiałą i oczywistą rzeczą. Może właśnie ta
wyjątkowo silna łączność i to przekonanie o zupełnej odrębności
szwadronu spowodowała szkodliwą przesadę.
4. Szwadron 2-gi wierzył w swą szczęśliwą gwiazdę. Miał do tego wszelkie
prawo. Choć brzmi to anegdotycznie i przyjęte będzie z niedowierzaniem,
jednak jest faktem, że nie schodząc z frontu od października i biorąc
udział we wszystkich bitwach 2-giej Brygady Legjonów miał szwadron do
Rokitny: jednego zabitego, t. j. uł. Maciejowskiego na patrolu pod
Bruszturą w styczniu 1915 r. Co prawda rannych było już kilkunastu,
kilkanaście koni zabitych kulami, zmarłych z chorób trzech, czy czterech
— ale poległych jeden. I to pomimo kilkudziesięciu ostrzelanych patroli,
przeżytego otoczenia ze wszystkich stron, ciągłych walk w straży
przedniej lub w osłonie odwrotów.
Patrząc na duże straty innych oddziałów Brygady, która pod Molotkowem
straciła 20 zabitych i 1000 rannych, pod Zadobrówką 200 rannych i
zabitych, wyrobiło się przekonanie „o ułańskiem szczęściu i o
szczęśliwej gwieździe szwadronu i jego dowódcy. 3-ci szwadron miał
zresztą również do tej chwili jednego zabitego — ułana Jaworskiego na
patrolu pod Nowemi Maniowcami. Traf chciał do tego, że na patrolach obu
zakończonych śmiertelnemi stratami dowodzili świeżo przybyli z etapów
oficerowie (ppor. Łempicki i rtm. Kordecki). Cóż więc dziwnego, że
przesąd tak często spotykany w psychologji frontowej — głosił o
szczęśliwej gwieździe „starej wiary”.
5. Ambicja dokonania wybitnego czynu była psychologicznem następstwem
przeżytych wrażeń. 2:.gi szwadron rozpoczął swą wojnę od
Sienkiewiczowskiej wprost bitwy pod Cucyłowcm. Zaskoczenie całej brygady
kozackiej z artylerją na głębokich tyłach, początkowa szarża, potem
walka piesza w opłotkach i odparcie trzech szarży kozackich, otoczenie,
zapowiedź klęski, brak amunicji, a potem nagły odskok Rosjan i poczucie
zwycięstwa — oto niecodzienne przeżycia oddziału. A potem... dziewięć
długich miesięcy marszów. kontrmarszów, drobnych patroli, dniami całemi
wystawanie pod ogniem artylerji bez żadnego zajęcia, walka pozycyjna w
okopach, a zaledwie kilka jasnych, widocznych dla prostego ułana
sukcesów. Wojna przedstawiała się jako bardzo męcząca, i szarpiąca nerwy
kampanja bez śladu rozmachu i poezji, której zakosztowaliśmy w pierwszej
bitwie.
Myślę, że podobne uczucia miał żołnierz Napoleoński, który tygodniami i
miesiącami „szedł do bitwy” i marzył o tem, kiedy się ona rozegra, dając
mu najwyższą nagrodę — poczucie zwycięstwa.
W czasie ostatniej ofenzywy z nad Prutu szwadrony już raz wezwane były
do pościgu. Ruszyliśmy ostrym kłusem przez świeżo zdobyte pasmo okopów
dojechaliśmy do Sadogóry... i na tem się skończyło. Żołnierz szuka
silnych wrażeń, czuje żal, gdy wysiłek jego nie zdaje się na nic.
Gdy więc w trzy dni potem rotmistrz wracając ze sztabu rzucił rozkaz do
wsiadania i skierował konia na pozycje nieprzyjaciela — odczuliśmy
wszyscy, że zanosi się na coś poważnego. I na myśl o tem przejęliśmy się
radością!
6. Ostatnim wreszcie motorem szarży była odwaga zbiorowa i indywidualna
osobista ułanów.
Po tylu miesiącach wojny na froncie wytrwali tylko ochotnicy, którzy
chcieli się bić. Charakter formacji Legjonowej dawał aż za dużo
sposobności do ukrycia się bezpiecznego poza frontem. Różne stanowiska
„reprezentacyjne”, polityczne przy Nacz. Komitecie Narodowym, po
komendach miast i etapów, po adjutanturach pełne były Legjonistów,
którzy front znali z opowiadań. To, co w czerwcu zostało w linji w sumie
2000 szabel i bagnetów z pierwotnych 12.000 — to był żołnierz
pełnowartościowy.
A z takim żołnierzem, jak wiadomo, ważyć się. można z widokami
powodzenia na wszystko! Od:. czuł to szef sztabu Brygady i rzucił
szwadron — na zdobycie okopów.
W tak scharakteryzowanym oddziale rzucenie się naprzód li tylko dla
wykonania karnego rozkazu nie wchodziło w rachubę. Po prostu trudno
sobie wyobrazić, by którykolwiek z tych ułanów uchylił się od pójścia za
swoim dowódcą. Jest to karność — starej gwardji.
Jakie wnioski wysunąć można z tych psychologicznych rozważań?
By wychować pełnowartościowego żołnierza, trzeba:
uczyć go tradycji narodu i broni, podtrzymywać tradycje rodzinne,
-
dać mu mocną ideję, jak cel wojny,
-
wpoić w niego zasadę, że przeżyć klęski ne warto, a odnieść zwycięstwo
to największe szczę2 ście żołnierza,
- rozbudzić w nim chęć do walki wręcz,
- szerzyć braterstwo broni w oddziale i poza oddziałem, dać mu dzielnych
dowódców i dbać o autorytet rozkazu,
- umieć szanować siły żołnierza i jego życie, bo gdy przyjdzie chwila
pójdzie w ogień za doc wódcą,
- trzeba żądać odwagi. |