FAQ - czyli najczęściej zadawane pytania

 

sts F.Chopin photo by Tomasz Cichon

 

Czy to prawda, że Chopin ma być wyczarterowany przez Kanadyjczyków?

Tak, są takie przymiarki. Kilka tygodni temu przyleciał na Karaiby Terry Davies, szef Kanadyjskiej Szkoły Pod Żaglami żeby zobaczyć nasz statek. Oficjalna wersja jest taka, że do końca marca mają być podjęte wiążące decyzje, co do czarteru.

 

Od kiedy Chopin miałby pływać z Kanadyjczykami?

Prawdopodobnie od września. Planowane są na razie dwa pięciomiesięczne semestry. Rozważana jest także opcja czarteru dopiero od przyszłego roku.

 

A jaka trasa?

Dookoła Afryki.

 

Czy Kanadyjczycy są świadomi stanu technicznego statku?

Wydaje się, że tak.

 

Wiedzą, że nie macie kotwicy?

Trudno powiedzieć. Kotwica zerwała się nam dzień po ich wyjeździe. Nie wiadomo czy ktoś ich o tym poinformował.

Czy wiedzą, że wszystkie żagle są w bardzo złym stanie, nie działa: odsalarka, autopilot, sonda, wiatrowskaz, zapychają się toalety, izolacja ciężkiej chłodni powinna być wymieniona, a cały statek musi być jeszcze w tym roku wyremontowany w suchym doku?

Wydaje się, że wiedzą. Ale mamy wrażenie, że najbardziej interesowała ich liczba koi na Chopinie.

 

To znaczy?

To znaczy chcieliby jak najwięcej ludzi upakować na nasz statek. Wszelkimi sposobami chcą powiększyć liczbę koi. To znaczy dobudować u bosmana i kucharza po jednej dodatkowej koi i salon na rufie przerobić na czteroosobową kabinę. Były też różne pomysły jak uzyskać te dodatkowe koje, na przykład w sumie bosman nie jest konieczny na statku, więc jak nie popłynie, to będzie jedna wolna koja...

 

A co bosman na taki pomysł?

Bosman? Hmm… Bez komentarza. Ale trzeba być świadomym kontekstu finansowego tej sprawy. Kanadyjczycy sprzedają jedno miejsce na swoim własnym żaglowcu „Concordia” za ok. 18 tys $. Cena na „Chopinie” będzie prawdopodobnie tego samego rzędu. Więc każda wolna koja, to dla nich spory zysk. Pomysł zlikwidowania stanowiska bosmana był na tyle absurdalny, że od niego odstąpiono. Ale to, że w ogóle ktoś coś takiego pomyślał, nie jest zbyt pocieszające.

 

A jak reszta załogi?

To znaczy? Proszę bardziej skonkretyzować pytanie.

 

Jak załoga zapatruje się na te plany czarterowe?

Sprawa jest złożona. Z jednej strony Kanadyjczycy są ratunkiem dla statku, bo obecny armator nie ma już pieniędzy, a co ważniejsze – nie ma woli, by się nim zajmować. Trzeba pamiętać, że niewiele brakowało, a nie popłynęlibyśmy w tym roku na Karaiby - statek byłby przycumowany na stałe gdzieś w porcie i czekał na kupca (a przy okazji niszczał i jego cena by spadała). Na szczęście pojawili się Kanadyjczycy i zaoferowali konkretne pieniądze za dwa lata pływania na Chopinie. To oczywiście dla statku jest ratunek – i załoga jest tego świadoma. Niewątpliwym plusem jest też ciekawa trasa tego rejsu – dookoła Afryki. Przy okazji pływania z Kanadyjczykami można także podszlifować angielski. Ale… Ale jest też sporo minusów. A najważniejszym z nich – i decydującym - jest zły stan techniczny statku, wszystkie te braki i awarie które wcześniej wymienialiśmy… Przed taką wyprawą Chopin powinien przejść solidny remont i naprawę wielu urządzeń. Tyle, że wobec deklarowanego przez armatora braku pieniędzy, załoga nie wierzy, że będzie on rzetelnie przeprowadzony. A to wpłynie zarówno na komfort żeglugi (brak odsalarki do wody morskiej oznacza, że przy ok. 60. osobowej załodze koniecznością będzie stałe racjonowanie wody do mycia), jak i na bezpieczeństwo – nie działająca sonda, przerdzewiałe łańcuchy kotwiczne, zniszczone żagle nie nadające się do normalnego żeglowania.

 

No rzeczywiście, nie wygląda to dobrze…

To wygląda źle. Poza tym statek będzie przepełniony. Wszystkie posiłki będą odbywały się na dwie, albo trzy tury. A do tego proszę wyobrazić sobie dziesięć miesięcy życia w trzyosobowej kabinie o powierzchni czterech metrów kwadratowych. Mamy wrażenie, że to mniej niż limit powierzchni przypadający na jednego osadzonego w polskim więziennictwie… Co prawda dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale widocznie nie jesteśmy dżentelmenami, bo wobec tych 18 tys. $ za jedną koję (na pięć miesięcy) sprzedawaną przez Kanadyjczyków, jawią nam się przed oczami nasze dosyć zabawne zarobki - pensja podstawowa to 600-700 złotych polskich (czyli trochę ponad 200 $). I nie ma widoków na zmianę.

 

Co zatem z wami będzie?

Na razie czekamy na rozwój wypadków. Ale chyba wszyscy, od kapitana po kucharza, widzimy, że niestety nadszedł czas na zmiany. Zmiany dla Chopina i dla nas, bo dalej tak być nie może. To smutne, ale prawdziwe. Po prostu coś się kończy. Oczywiście coś się zapewne zacznie, bo każdy z nas jednak zna się na swojej robocie i znajdzie jakiś inny, piękny żaglowiec. Ale jednak czegoś żal…

 

czytaj również: Bosman Story, siódemka