Jan Podoski

WSPOMNIENIE (1904-1998)

Gazeta Stołeczna, 29.05.2003

 

patrz również: Doktór Honoris Causa

Profesor Jan Podoski - Doctro Honoris Causa Ceremeny  Jan Podoski - recallections  Cichociemni

Prof. dr hab. Jan Podoski, dziekan Wydziału elektrycznego Politechniki Warszawskiej, dr honoris causa tej uczelni. Przyjął kierunek naukowy i specjalizację śladem ojca Romana, który też był profesorem PW. Obaj zasłużyli się Warszawie w elektryfikacji komunikacji miejskiej, począwszy od przekształcenia tramwajów konnych na trakcję elektryczną (1908), poprzez warszawski węzeł kolejowy i EKD, kończąc na udział śp. Jana w budowie metra. Stolica ostatnio upamiętniła ich nazwaniem nowej ulicy na dawnym Polu Mokotowskim ulicą Romana i Jana Podoskich.

Oficer rezerwy Jan Podoski służył w czasie II wojny światowej w Polskim Wojsku na Zachodzie. I choć od końca września 1939 r. do 1947 r. przebywał poza granicami Polski, został uznany za kombatanta Armii Krajowej i odznaczony krzyżem AK. Jan Podoski bowiem w sztabie Naczelnego Wodza w Londynie kierował organizacją przerzutów lotniczych z pomocą dla AK w walce z okupantem.

Dziesięć lat temu prof. Jan Podoski przyjął naszą propozycję wstąpienia w szeregi Światowego Związku Żołnierzy AK.

Urodził się na Ukrainie. W czasie rewolucji bolszewicy zdewastowali dworek Podoskich. Gdy miał 16 lat, jako harcerz uczestniczył w wojnie bolszewickiej. Studia politechniczne odbył w Warszawie, następnie z pierwszą lokatą i szablą prymusa ukończył podchorążówkę rezerwy artylerii. Podjął pracę przy elektryfikacji warszawskiego węzła kolejowego. Następnym szczeblem błyskawicznej kariery było stanowisko dyrektora w polsko-szweckiej Fabryce Sygnałów Kolejowych w Bydgoszczy. Wspominał swoje fantastyczne apanaże – pensja miesięczna 3000zł, dodatki, samochód. Niestety, trwało krótko.

Wrzesień 1939 r. Mobilizacja. Działania wojenne zawiodły go pod wschodnią granicę. Tam znalazł się w wagonie towarowym wiozącym w głąb Rosji polskich jeńców-oficerów. Zdołał wyskoczyć. Po latach odnalazł wiele nazwisk ówczesnych współpasażerów na listach katyńskich. Przez Litwę i Szwecję, korzystając z pomocy swoich szweckich mocodawców z bydgoskiej fabryki, dotarł do Paryża. Przed siedzibą polskich władz wojskowych zastał gromadę oficerów domagających się przydziału. On nie miał z tym trudności, znał bowiem biegle języki.

Po klęsce Francji ewakuował się do Anglii, gdzie odszukał go pułkownik (później generał) Tadeusz Klimecki, szef sztabu Naczelnego Wodza i mianował go swoim adiutantem. Por. Podoski bywał osobistym tłumaczem gen. Sikorskiego, poznał szereg osobistości z kręgów polityki i wojsk aliantów. Był świadkiem ważnych, historycznych zdarzeń. Przez cztery lata był oficerem sztabu Naczelnego Wodza. W 1942 r. dostał przydział do VI Oddziału Sztabu, którego jednym z głównych zadań była organizacja przerzutów lotniczych do okupowanego kraju. Jego dokonania to wysyłka 355 skoczków, w tym 316 cichociemnych,858 samolotów, 670ton broni i amunicji, 35 mln dolarów USA,19 mln Marek oraz pieniędzy w złocie.

Padło Powstanie Warszawskie, ustały loty do Polski. Kpt. Podoski uzyskał przydział do 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. W jego opinii było to najlepsze wojsko, jakie w swej historii miała Najjaśniejsza Rzeczpospolita. Wspaniałe dowództwo, doskonałe wyszkolenie, duch bojowy i zaopatrzenie tej 16-tys. Jednostki stanowiły o jej sukcesach. W ciągu 283 dni walki na szlaku bojowym od Caen do Wilhelmshaven (1800 km) oddziały wzięły do niewoli 28 tys. 817 jeńców, w tym kilku generałów i dowódcę korpusu, a po kapitulacji Niemiec jeszcze dwóch admirałów, generała,1900 oficerów i 32 tys. Żołnierzy. Straty własne były, niestety, ogromne.

Tuż za granicą holenderską dywizja oswobodziła kobiecy obóz jeniecki Oberlagen Stalag VIC, w którym przebywało 1726 Polek z Powstania Warszawskiego i sześcioro niemowląt. Strażników wzięto do niewoli, setki żołnierzy dywizji przyjechały do polskich dziewcząt, dwustronna radość była bezgraniczna.

Podoski przyjechał następnego dnia z brytyjskim oficerem łącznikowym. Przywitali się z komendantką por. „Jagą” Mileską, ta wezwała tłumaczkę, co nie było niezbędne. Zameldowała się służbowo: „Żołnierz AK, Zofia Podoska”, o dziwo bliska krewna Jana. Komendantka nie pozwoliła im się przywitać. Oświadczyła: Gdy skończy tłumaczenie, dostanie dziesięć minut na sprawy rodzinne…

Podoski wrócił do Polski, podjął pracę na PW. Wkrótce został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Poddano go wielomiesięcznemu śledztwu, doszukując się winy szpiegostwa (bez określenia na czyją rzecz). Niczego mu nie udowodniono, ale parodia rozprawy odbyła się i został skazany na osiem lat więzienia. Przesiedział pięć lat w Warszawie, we Wrocławiu, w Sztumie. Zwolniono go przed terminem. Po kilkudziesięciu latach Sąd Najwyższy uniewinnił Jana Podoskiego od zarzutu popełnienia przestępstw i uznał ten haniebny wyrok jako „oczywiście niesprawiedliwy”.

Prof. Podoski był erudytą, wspaniałym gawędziarzem z poczuciem humoru. W naszym kole kombatantów AK był otoczony szacunkiem i sympatią. Przewodniczył uroczystym zebraniom, wygłaszał odczyty i pogadanki. A miał co wspominać. W 1942 r. odbył podróż lotniczą z gen. Klimeckim na Środkowy Wschód. Po roku w tym samym kierunku udawał sięz inspekcją wojsk gen. Andersa gen. Sikorski. Podoski znalazł się na liście osób towarzyszących, ale szef bezpośredni oprotestował jego wyjazd i w efekcie Podoski został w Londynie. Wiadomo, że podróż Naczelnego Wodza zakończyła się tragicznie, że w katastrofie gibraltarskiej zginęli wszyscy poróżni z wyjątkiem pilota. Trudno, że Podoski poświęcił dużo trudu i uwagi przestudiowania wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Przedstawił pogląd, że katastrofa była wynikiem błędu pilota, że nie było tu sabotażu, o co dziś spierają się historycy.

W ostatnich latach życia profesor został uczczony przez Politechnikę doktoratem honoris causa. Minister obrony narodowej awansował go do stopnia majora dypl. Rezerwy artylerii w stanie spoczynku. Po śmierci wbudowano na stacji metra przy Politechnice tablicę pamiątkową z jego wizerunkiem.

Jan Podoski spisał swoje wspomnienia w książce „Zbyt ciekawe czasy” (Wyd. Komunikacji i Łączności Warszawa 1991).

Zmarł w listopadzie 1998 r. Przyjaciele zadbali o godny pogrzeb. W wypełnionym kościele powązkowskim żegnała Go żona i rodzina, władze miasta i uczelni, delegacje i poczty sztandarowe kombatantów, kolei, metra w budowie, korporanci Arkonie. Żegnali Go powstańcy Warszawy, Maczkowy, nieliczni już cichociemni. Mszę św. Celebrował kapelan kombatantów AK ks. Bp. Zbigniew Kraszewski i kapelan Koła nr 13 AK ks. Stefan Batory. Garnizon Warszawski wydelegował Kompanię Reprezentacyjną WP i orkiestrę. Przemówienia i salwa honorowa nad grobem pożegnała tego wspaniałego Polaka.

KOLEDZY – ŻOŁNIERZE AK z Koła numer 13