|
|
|||
|
Piatek,
12.12.2003:
„Kolacja dla głupca”
(2d)
„Kiedy chce gwizdać, to
gwiżdżę”
(2e)
„Egeszegedre”
(4b)
„Obywatel–historia”
(1c)
„Festiwal”
(4c)
NAGRODY
Nagroda za scenariusz:
I. Małgosia Głuchowska za „Egeszegedre”
II. Kamil Bębenek Mateusz Potempski za „Festiwal”
Drugo planowa rola męska:
I. Janek Mikulski jako Michu w „Kiedy chce gwizdać to gwiżdżę”
II. Paulina Piątkowska jako Kot Behemot w „Mistrzu i Małgorzacie”
III. Jerzy Wierzbicki jako Aktor w „Festiwalu”
Nagroda za scenariusz:
I. Małgosia Głuchowska za „Egeszegedre”
II. Kamil Bębenek Mateusz Potempski za „Festiwal”
Nagroda za muzykę:
I. Festiwal
II. Agencja Raj
III. Egeszegedre
Choreografia:
I. „Egeszegedre” za całość ruchu scenicznego
II. „Agencja Raj” za pantonimę
III. „Festiwal” ruch sceniczny
Festiwal (4c)
Piszę teraz w swoim własnym
imieniu, chcąc zaznaczyć, że wyrażam swoje prywatne zdanie, a nie mojej sekcji,
ani publiczności i zupełnie nie wiem, czy moja opinia pokrywa się w jakiś sposób
z opinią „większości”. Ad rem.
„Festiwal” od samego początku okrywała tajemnica, co niektórym spostrzegawczym
wydawało się dziwne, zważywszy, że klasa 4c zawsze przygotowywała wielką
kampanię reklamową. Wystarczy przypomnieć sobie koszulki i nekrologi przed
„Bębenkiem” trzy lata temu. Mateusz do naszej kanciapy sprowadzał przeróżne
postacie, laptopy, rzutniki... Hałas i harmider był straszny; wszystko po to, by
„Festiwal” wypadł jak najlepiej. Doceniam i naprawdę bardzo mi się podoba jego
zaangażowanie w swoją sztukę. Powinien stać się wzorem dla wszystkich reżyserów.
Drugim atutem Mateusza i jego przedstawienia, którego nie można w żaden sposób
podważyć, jest pomysłowość. Dziewczęta stojące w oknie, muzyka na żywo i to w
dodatku poważna, to pomysł ciekawy i nowy. Brawo. Podobał mi się też pomysł
„ożywienia” loga tegorocznego Festiwalu. Brawo, brawo, brawo. Wyszłam jednak
rozczarowana.
Pomysł, żeby zrobić sztukę o Festiwalu, o teorii teatru, posprzeczać się o to,
co ma stanowić istotę naszego „Festynu”, pobiadolić ustami absolwentów nad
zagubiona Ideą, jest może w jakimś stopniu ciekawy, ale czy rzeczywiście dobry?
Wątpię. „Festiwal” pokazywał poszukiwania Mateusza P., które powinny odbywać się
we wrześniu, albo październiku i których celem, jest wystawienie 12 grudnia
sztuki idealnej, perfekcyjnej, wspaniałej. Sztuki, która ma swoje korzenie w
teoriach Arystotelesa i uwzględnia jednocześnie gusta naszej publyki, która chce
i chleba, i igrzysk.
Myślę, że przerost formy nad treścią jest problemem 4c, z którym nie mogą sobie
poradzić od pierwszej klasy. W swych poszukiwaniach ekwilibrystyki i sensu
Mateusz zwrócił się do absolwentów. Miło było zobaczyć Basię, Wojtka i Bartka –
wróciły wspomnienia najlepszych sztuk Festiwalu, ale ile można podpierać się
wielkimi gwiazdami – czas na własną produkcję. To, że Oni powiedzą nam, co o
„Festynie” myślą, jeszcze nic nie znaczy, od słów trzeba przejść do czynów. A
Mateusz i Kamil decydują się na odświeżanie starego. Pytanie - po co? Jeśli
sceny retrospekcji miały być powiązane z komentarzami Basi, Wojtka i Bartka, to
było to nieczytelne. (nie mówiąc już o tym, że dla pierwszoklasistów.... ale o
tym już wszyscy długo mówili - właśnie w mojej kanciapie toczy się zażarta
dyskusja o „Festiwalu”).
Jeśli celem „Festiwalu” miała być krytyka nas, Jury, nauczycieli i szeroko
pojętej obyczajowości Czackiewiczów...to ostrze chyba stępione było; „Błazenada”
nadal pozostaje niedościgniona.
Piosenka śliczna.
Moim zdaniem, nagrody niet, ale przecież, jak sami twierdzą, nagrody się nie
liczą.
Napisane przez: msv
Festiwal okiem absolwenta
Czym naprawdę była sztuka 4c „Festiwal”? Czy rzeczywiście
autorzy tworząc ją, nie kierowali się chęcią zdobycia nagród, a przede wszystkim
Grand Prix? Czy, będąc w czwartej klasie, postanowili „zmarnować” swoją ostatnią
sztukę na przekazanie czegoś młodszym Czackiewiczom? Do nagród rzeczywiście nie
aspirowali. Ale czy zmarnowali? O, nie!
Wielkość przesłania była, jak dla mnie, wspaniała. Mimo pozornych oczywistości,
fragmentów z Poetyki, porad, jak stworzyć dobrą sztukę, najważniejszą była ta
jedyna, największa tajemnica, którą prawie wszyscy poznajemy dopiero w czwartej
klasie. Nie na darmo na sztuki maturzystów zawsze przychodzą tłumy wiedząc, że
się nie zawiodą! W tej bowiem klasie uświadamiamy sobie, iż musimy zostawić po
sobie jakiś ślad w pamięci innych. Podejmujemy ambitniejsze scenariusze,
przykładamy się do ról, robimy wspaniałą scenografię i wreszcie tygodniami
ćwiczymy, próbujemy, dopieszczamy każdy szczegół. Następnie sa owacje na
stojąco, nagrody, często Grand Prix i... i wtedy, gdy emocje już opadną,
zaczynamy żałować. Żałować, że tę „prawdziwą” zabawę w teatr zaczęliśmy dopiero
w ostatniej klasie. Owszem, bawiliśmy się świetnie, robiliśmy sztuczydełka – tak
nam się wydawało - pod publiczność. Można powiedzieć, że w większości wymaga ona
sztuk lekkich, łatwych i, niestety, zazwyczaj jednak nieprzyjemnych. Nawet
czasami im się podobaliśmy! Ale czy aby spodobać się publiczności należy
wystawiać komedię, używać wulgaryzmów, palić czy pić na scenie ? „Ujawniać” tę
„straszną a prawdziwą” rzeczywistość ? Naprawdę, nie o to chodzi. I cóż z tego?
I tak nigdy tak naprawdę nie myśleliśmy o sztukach maturzystów w taki sposób,
aby brać z nich przykład, czy uczyć się od nich! Ot, Grand Prix należy się
maturzystom! Przecież to jest tradycja, oni odchodzą z Czackiego, trzeba ich
jakoś uhonorować! W skrócie: najstarsi – najlepsi.
Dlaczego, dlaczego tak rzadko się myśli, że im te nagrody się po prostu należą!
Po prostu są najlepsi! Bo oni odkryli już to, co chcieli nam przekazać autorzy
„Festiwalu”! Że żadna sztuka „pod publikę”, żadna sztuka wulgarna czy szokująca,
przeciwna odwiecznym zasadom teatru, nie jest sztuką odkrywczą. Mimo powszechnej
opinii nie jest tym, czego tak naprawdę potrzeba nawet tej naszej, niestety,
(przepraszam) niewymagającej publice. Nie można mówić, że nie ma już takich
sztuk, jak „Szkoła muzyczna”, „Dziewczynka z zapałkami”, „Po deszczu”, że nie ma
już takich aktorów, jak Basia Szlachcic. To nieprawda! Mamy świetne
„Egeszegedre”, „Szkołę Żon”. I znów: „klasy maturalne”!
Czym wobec tego był „Festiwal”? Oczywiście, jak niektórzy mogą twierdzić, nie
był próbą zawładnięcia Jury. Nie był próbą przypodobania się publiczności –
szczególnie starszej – poprzez wprowadzenie na scenę naszych sławnych
absolwentów. Jej twórcy nie chcieli też przecież iść na łatwiznę! Ja wiem, że
była to - patrząc na to, jak zostali odebrani - prawie heroiczna próba
pozostawienia po sobie śladu najwspanialszego z możliwych! Aby monopol na sztuki
dobre, na sztuki niezapomniane, na sztuki godne Grand Prix nie należał tylko do
klas najstarszych. Aby i ci młodsi, przez usta absolwentów i najstarszych
kolegów, uświadomili sobie, na czym polega przepis na dobrą sztukę wcześniej.
Aby nie cierpieli tego, co my cierpimy – już tak łatwo nie możemy wystąpić na
naszej scenie, a tak bardzo byśmy tego chcieli, mądrzejsi o te nasze lata
festiwalowe. Może dzięki sztuce Mateusza i Kamila nasz Festiwal Teatralny
przeżyje w przyszłym roku swój renesans? Może będzie to początek nowej ery?
Usłyszałem wczoraj wieczorem rozmowę Basi Szlachcic. Zapytano, dlaczego zgodziła
się na swój występ i na powiedzenie tego, co napisali autorzy. Zdziwiona
odpowiedziała: „Ja tego chciałam i to były moje własne słowa”. Mateusz poprosił
Basię, Wojtka i Bartka o spisanie własnych przemyśleń. Otrzymał wielkie teksty,
które, niestety, musiał skrócić w ponad 50% i takie wstawił do scenariusza.
Niech to mówi samo za siebie. A pomysł? A wykonanie? Nie była to sztuka
aspirująca do Grand Prix. Nie było scenografii, czy kostiumów. Ale właśnie
treść, a nie forma miała decydować o wszystkim. Widzieliśmy to, co przeżywają
wszyscy, którzy postanowili się zaangażować w jakiś sposób w tworzenie swoich
małych dzieł: dylematy związane ze scenariuszem, walkę z aktorami i z samymi
sobą. Ukazywała to ewolucja sztuk klasy 4c, pokazywana z projektora. Gdybyśmy
jednak sami wstawili tam swoje dzieła i dziełka ze wszystkich Festiwali, czy ta
historia nie pasowałaby i do nas?
Autorów podziwiam za odwagę, aktorów cenię za ich wypowiedzi. I przede wszystkim
dziekuję za to, że poświęcili nagrody dla celów wyższych. Oby pozostali
niezapomniani!
To jest teatr, bo teatr jest po to, żeby wszystko było inne niż dotąd! Żeby iść
do domu w zamyśleniu, zachwycie i już zawsze odtąd księżyc w misce widzieć...
Może wznoszę się zbyt wysoko w zachwytach, może uznacie, że jestem stronniczy.
Ale czy nie tego, o czym piszę, wszyscy byśmy sobie życzyli?
Za rok będę na Festiwalu. Proszę, przemyślcie to wszystko. Już nawet nieważne,
jak uczynili to twórcy „Festiwalu”. Poszukajcie odpowiedzi w samych sobie,
sprawdźcie, co podobało się Wam i co lubicie oglądać. I w 17. Teatralnym (tak, w
Teatralnym, wszyscy mówią „Festiwal”, a ja mowię „Teatralny”), zaskoczcie mnie!
Napisane przez: Paweł Ościak