Go to Main Potempski Family Page

Write to the Page administrator

Poland

 

23.10.2002-13.01.2003

Mateusz na pokładzie STS Fryderyk Chopin uczestniczy w rejsie Szkoły pod Żaglami
Inspirowany życiem na pokładzie żaglowca opisuje wrażenia w artykule Jachting 2007

 

 

 

 

 

Alarm do żagli
Alarm do żagli

Alarm do żagli

Alarm do żagli

 Kształty nabierają ostrości, Poznaję -twarz, To Michał, już włom, jestem w swojej koi, Dziwne dźwięki, które wydaje mój kum-pel, zaczynają układać się w słowa.
- Wstawaj, Mateusz! Słyszysz mnie?! Alarm do żagli! Sztormiak, szelki i na pokład!
Nie myślę dalej nad tym, co się dzieje, Wyrzucam z siebie bezdźwięcznie „już, już!" i podnoszę się ze statkowego lóżka - mojego jedynego prywatnego kącika na Chopinie, Spałem w ubraniu, więc tylko mechanicznie zakładam buty, narzucam kurtkę od sztormiaka i chwytam szelki z nr 1,
Wychodzę z „kartonu" na korytarz, potrącam ostrego - mojego oficera, który pojawia się w drzwiach naprzeciwko, Kieruję się w stronę dziobu, Mocno buja, słychać stukot walających się po zlewie nieumytych szklanek i kubków. Przez głowę przelatuje myśl: „Kuk znowu zrobi aferę na porannej banderze o to, że wachty po sobie nie sprzątają",
Mijam pentrę, mocno chwytam poręcz przy schodtich prowadzących na górę, Cały żaglowiec kołysze się rytmicznie - czuję, jak żołądek podchodzi mi raz po raz do gardła, Szelki, które staram się za¬łożyć na siebie, wciąż dźwięcznie stukają o ściany, Otwieram drzwiczki dziobowej zejściówki i w ciągu ułamka sekundy zostaję od nich odepchnięty na ponad metr, „Nie tylko buja, ale jeszcze dmucha jak diabli, To dopiero będzie się działo, jak nam każą wchodzić na górę!",
Wyszedłszy na pokład, orientuję się, że jeszcze trwa noc, a wszechobecna jasność spowodowana jest przez kilkanaście halogenów oświetlających maszty w celu umożliwienia pracy na rejach. Deski po¬kładu spływają słoną wodą, Pala raz po raz rozbryzguje się o burtę. Deszcz zacina w twarz, „A może to nie deszcz? Tak, to chyba tylko fala", Wszechob'ecna morska woda uderza we mnie gradem krepel,
Idę pod grotmaszt - rejon mojej drugiej wachty. już są prawie wszyscy, Kapitan Ziemowit Barański układa plan działa¬nia, stojąc na mostku. Chief Wiesi() też na pokładzie - „Czyli idziemy też na silniku-, Znowu ten silnik! Czy będąc na prawdziwym żaglowcu, nie można by zapomnieć o sile koni mechanicz¬nychl".
Wiało naprawdę mocno, ale na masztach nadal dużo „szmat", Stoją wszysłkie czte¬ry marsle, bram na foku i kilka sztaksli, Na fokrei widać jakich ludzi klarujących żagiel, „To pewnie trzecia wachta, która ma -teraz służbę, już jakig czas łamu podjęła decyzję o zwinięciu foka".
Podchodzę do Agaty, Agi i ()laski, Jeszcze układają sobie szelki,
No to co? Idziemy na nocny spacerek, dziewczyny? Na górze będzie lepiej widać gwiazdy,.
ile jestem do koca pewien, czy mnie usłyszały, Wiatr wpycha mi słowa do gardła.
Czy wiecie może, która jest godzina??? — Aga, jak zwykle zorientowana;
Za pięć pierwsza'
Czyli położyłem się na niecałą godzinę, Dziwne, że w tak krótkim czasie wiatr wzmógł się aż tak bardzo,
Z mosłka padają pierwsze komendy; „Przygotować fokbramsel, fok dolnyl górny marsel oraz grot górny i dolny marsel do zrzucenia", Chcę wejść na górą, więc 'tylko patrzą błagalnie na Ostrego, kłóry przy¬zwalająco kiwa głową, Ciągnę za sobą alaskę i już jestegmy na drablinkach, Za nami widać jeszcze A i ślązaka,
— Najpierw' na górnego?' — krzyczę, sta¬rając się pokonać wiatr, Pytania pozo staje bez odpowiedzi, więc dochodzę do wniosku, *A4 musiało zostać potraktowana jako retoryczne, Prmz me fon słychać komendy na dziób; „Pokbramsel dór Reszta wachty na dole, z pomocą grupki osób z Trzecim, dzierży w pogotowiu szoty, gejtawy i gordingi, gotowa na komendę wybierać i luzować liny przy zrzucaniu żagla. Gdy jesteśmy na marsrei, zauważa-my z Olaską, że na fokmaszcie pierwsza wachta już przymocowuje bramsla do rei. Pada hasło: „Grot górny marsel dół". Wchodzimy na wysokość górnej marsrei. Słychać pisk bloków i hałas wybieranych lin. Żagiel z wielką silą zaczyna się rzucać i szarpać, pochłaniając kolejne podmuchy wiatru. Już;płótno jest podciągnięte pod reję. Teraz nasza kolej.
Przechodzimy z masztu na poprzeczne drzewce, wpinając się szelkami w lifelinę. Ja i Aga kierujemy się w stronę noków rei, prowizorycznie przymocowując marsla sejzingami. Przez głowę przelatuje myśl: „Cholera, ręce mi drętwieją, jest chyba zimniej, niż mi się wydawało... Poza tym mogłem założyć te wodoodporne spodnie!". Przez szczekaczkę słychać kolejne komen¬dy Kapitana. „Fok górny marsel i fok dolny
marsel dół". Po kilku minutach nasz żagiel jest sklarowany — na morsko — brzydko
i nieelegancko, ale w takich momentach nie ma czasu na ładne układanie płótna
na rei. Słychać głos Kapitana: „Grot dolny t marsel dół". Do moich uszu doszła odpo-wiedź Ostrego: „jest grot dolny marsel dół". I Schodzimy o piętro niżej i znowu to samo. Jaz Agą na noki, a Ślęzak z Olaską układają ( marsla przy maszcie. Po kolejnych kilku minutach praca skończona. Wichura się —wzmaga. „Boże, ciekawe, ile jest w skali Beauforta? 8°? W każdym razie na pewno sztorm". Olaska uśmiecha się do mnie radośnie, choć widać, że się zmęczyła. Ale przecież właśnie o to chodzi. Zmęczenie, zdrowe zmęczenie daje nieopisaną ra-dość.
Razem z resztą swojej wachty jesteśmy już na dole. Oficer chwali nas za sprawną i dobrą robotę. Na foku jeszcze się grzebią z marslami. Czekamy na dalsze dyspo¬zycje. Pomimo dużej ilości adrenaliny, którą wygenerował mój organizm, jestem śpiący. Przypominam sobie o klasówce z matematyki, która czeka mnie jutro rano... Niedobrze, jeszcze się wszystkiego nie na-uczyłem. Kapitan Barański podaje kolejną komendę: „Przygotować się do brasowania foka i grota naokoło!". Będziemy obracać reję względem wiatru. Przypomina mi się, że trzeba to robić nawet wtedy, gdy nie ma postawionych żagli. Chodzi o to, żeby drzewce dawały mniejszy opór. Zrzucamy żółte liny — brasy rei na foku. I wachta już zakończyła pracę i schodzi na pokład. „Fok i grotmaszt naokoło" — pada hasło z głośników. Lewe wybieramy, prawe luzujemy. Kilkadziesiąt bloków skrzeczy niemiłosiernie. „Trzeba będzie powiedzieć
o tym Kasie — bosmanowi, trzeba je naoliwić". Na pokładzie kłębią się liny. Dłonie coraz bardziej bolą. Pomimo tego że „Szkoła pod Żaglami" trwa już ponad miesiąc, przez cały czas grube trójsplotki ranią ręce przy wybieraniu.
Po wyrównaniu i sklarowaniu brasów mamy chwilę na oddech. Przez cały czas nie wiadomo, czy Kapitan „jeszcze czegoś nie wymyśli". Gdy już tracimy nadzieję, gasną halogeny. Ogarnia nas nieprzenik-niona ciemność. Lekko tli się tylko światło w nawigacyjnej oraz lampy pozycyjne. Ostry rzuca rozstrzygajce zdanie:
— Czekacie na zbawienie, czy co? Wracać do koi. O 0700 pobudka, a potem lekcje! Trzeba się wyspać.
Nie zauważam, kiedy znajduję się
u siebie w pościeli. Jestem przemarznię-ty, ale szczęśliwy. Tylko ta klasówka z matematyki wcale mi się nie podoba. Myślę jeszcze chwilę o alarmie. Gdy mijałem' pentrę, Dagny rozmawiała z Elą
o sile wiatru. „III Oficer powiedział mi, że w szkwałach wieje 10°B". „A jednak!" — mówię do siebie. Powoli tracę kontakt z rzeczywistością. Ledwo widoczne na suficie zdjęcia moich bliskich rozmazują się. Zasypiam...