Nowowiejska 13
Jerzy S. Majewski
02-10-2003, ostatnia aktualizacja
02-10-2003 16:15
Hipernowoczesna fabryka przy Nowowiejskiej miała wyłącznie
kapitał polski. Władze w Petersburgu przekonywały, że w produkowanych tu
żarówkach krajowe jest tylko powietrze, a i ono jest wypompowywane
Resztki fabryki mogliśmy oglądać
jeszcze kilkanaście lat temu. Wznosiły się na rogu Nowowiejskiej i Waryńskiego.
Do dziś znajduje się tam pusty plac, obok zaś, tam, gdzie przed blisko stu laty
stały hale, w których produkowano cud-techniki przełomu XIX i XX w., znajduje
się wyjście ze stacji metra Politechnika.
Laboratorium zręcznych niewiast
Zakład Akcyjnego Towarzystwa Fabryki Lamp Elektrycznych "Cyrkon" powstał w 1906
r., czyli w czasie wyjątkowo niekorzystnym dla wszelkiego rodzaju inicjatyw
gospodarczych. Imperium rosyjskim wstrząsały wydarzenia rewolucji 1905 r.
Szalały strajki. Mimo to kilku polskim przedsiębiorcom udało się zawiązać
towarzystwo i z powodzeniem zbudować fabrykę przy Nowowiejskiej. Prezesem Rady
Zarządzającej był pierwotnie Tomasz Ruśkiewicz, a potem Karol hr. Raczyński.
Ruśkiewicz prowadził jednocześnie duże biuro techniczne specjalizujące się w
projektach i realizacji instalacji elektrycznych. Funkcje dyrektorów
technicznych fabryki pełnili
Edward Potempski
i Karol Woyzbun.
Ówczesna prasa warszawska podkreślała ściśle krajowy charakter firmy. "Nie ma
wśród kapitałów, które zostały zgromadzone na powstanie tego dzieła, ani grosza
funduszów obcych. A jednak jest to poważne przedsięwzięcie. Kapitał zakładowy
jego wynosi 300 tys. rubli. Ten kapitał wobec powodzenia fabryki, z pewnością
lepiej opłaci się właścicielom, aniżeli lękliwe kupowanie papierów procentowych
lub lokowanie pieniędzy na hypotece. Niezawodnie przecież ci polscy kapitaliści
wyjątkowi, którzy zawierzyli swoje fundusze przedsięwzięciu tak na wskroś
nowożytnemu i potrzebnemu jak fabryka lamp elektrycznych prowadzona przez
polskie siły techniczne, nie tylko o same zyski wykazali troskę. Zawierzyli oni
czysto polskiej sprawności przemysłowej, okazali, więc odwagę wyjątkową i wiarę
obywatelską, rzadką i piękną" - czytamy w "Świecie".
W 1911 r. pracowało tu już 250 robotników. Znaczną część zatrudnionych stanowiły
kobiety. Widzimy je na fotografiach, jak obsługują skomplikowane maszyny bądź
ślęczą nad stołami fabrycznymi przy precyzyjnej pracy. Wiele z nich ubranych
jest w fabryczne fartuszki. "Zwiedziłem sale fabryczne pełne młodych pracownic
zajętych robotą, istotnie bardzo delikatną, drobiazgową, wymagającą dokładności
i umiejętności. Raczej podobne są te sale do wielkich laboratoriów fizycznych,
aniżeli fabrycznych ubikacyi. Wyciąganie powietrza z baniek przy pomocy pomp
rtęciowych, oprawianie subtelnych włosków metalowych, lutowanie lampek -
wszystko to są czynności naukowe" - pisał w "Świecie" Antony. Jednym z powodów
do dumy dla właścicieli fabryki było to, że wszyscy pracownicy potrafią czytać i
pisać.
Alba z Grodzieńszczyzny
W tamtym czasie Nowowiejska między pl. Zbawiciela a pl. Politechniki powoli
szczelnie zabudowywała się kamienicami. Budynki fabryki wznosiły się w głębi
posesji, wciśnięte między ściany szczytowe sąsiednich kamienic. Od ulicy
oddzielały je dwa budynki, dwu- i trzypiętrowy, między którymi znajdowała się
metalowa brama. Architektura tych dość szpetnych domów frontowych niczym
specjalnym się nie wyróżniała. Za to w głębi wznosiły się obszerne hale
fabryczne. Miały ceglane ściany i konstrukcje w postaci metalowych słupów
dźwigających stalowe belki. W latach 1911-12 fabrykę rozbudowano, wznosząc tu
m.in. nowe magazyny.
Fabryka dość skutecznie walczyła z konkurencją na rynku rosyjskim. Przed
powstaniem fabryki warszawski rynek żarówek niemal zupełnie opanowany był przez
międzynarodowy kartel z siedzibą w Berlinie: Verkaufsstelle Vereinigiter
Glühlampenfabriken. Jerzy Kasprzycki w "Pożegnaniach warszawskich" przytoczył
anegdotę, jakoby twórcy fabryki zwrócili się do władz w Petersburgu o
wprowadzenie cła ochronnego na żarówki na korzyść wyrobów krajowych. Ponoć
odpowiedź była miażdżąca: "Jakaż to krajowa żarówka, w której wszystkie części
są importowane, z wyjątkiem powietrza, a i to się z bańki wypompowuje". Ta
odpowiedź nie wpłynęła jednak na zahamowanie rozwoju firmy, o czym może
świadczyć skala jej produkcji. Już w 1911 r. zakład był w stanie zarzucić
imperium rosyjskie ponad milionem żarówek rocznie (w tym po pół miliona
węglowych i metalowych).
Tuż przed wybuchem I wojny Towarzystwo wzniosło kolejną fabrykę w Albertynie na
Grodzieńszczyźnie pod firmą "Alba". Ta druga fabryka, jak ustalił Kasprzycki,
produkowała 300 tys. żarówek rocznie, a jej współwłaścicielem był Xawery hr.
Pusłowski, w którego dobrach powstała.
Hutnicy o wąskich horyzontach
Władze w Petersburgu miały jednak sporo racji. Żarówki z Nowowiejskiej
produkowane były z zagranicznych komponentów. " - Te bańki szklane wszystkie,
które pan widzi, to materiał zagraniczny, niestety. - A nasze huty? - Nie sposób
ich nakłonić do wyrobu. Ociągają się, wahają, nie mogą się zdecydować, a
przecież my płacimy rocznie komorze celnej kilkadziesiąt tysięcy rubli za nie.
Ostatecznie skończy się pewno na tem, że my założymy własną hutę" - skarżył się
dziennikarzom inż. Karol Woyzbun.
Do budowy huty jednak nie doszło, gdyż już niedługo wybuchła I wojna. Fabryka
przetrwała ciężkie lata wojny i powojennej biedy. Nie było to jednak łatwe.
Firma zmuszona została do szukania partnerów za granicą. Znalazła ich na
Węgrzech w znanej do dziś wytwórni Tungsram. W 1921 r. większość akcji
warszawskiego "Cyrkonu" przejął Tungsram, a od 1927 r. aż do II wojny nad
wejściem do fabryki widniał znak firmowy Tungsramu.
Fabryka został poważnie uszkodzona w czasie bombardowania Warszawy we wrześniu
1939 r. Szybko ją jednak odbudowano i wznowiono produkcję. Ponownie budynki
fabryczne uszkodzone zostały w Powstaniu Warszawskim. Jednak te zniszczenia były
na tyle niewielkie, że to właśnie tutaj, już w kwietniu 1948 r. ruszyła
produkcja. Tym razem w upaństwowionej fabryce stanęły maszyny sprowadzone z
Holandii, a produkcja żarówek ruszyła na licencji Philipsa. Zakład w tym miejscu
nie działał jednak zbyt długo. Z czasem produkcję przeniesiono na Wolę, a w
budynkach pofabrycznych na wiele lat ulokowała się drukarnia.
Polska lipa
Przed 1914 r. wśród "polskich" konsumentów wciąż panowała opinia, że wyroby
polskie są gorsze od niemieckich. "Polski wyrób, a więc podejrzany, zagraniczny
- a więc godzien zaufania". Warto przypomnieć, że podobnie było już w końcu
XVIII w., kiedy to eleganci woleli francuskie wyroby od polskich. W
rzeczywistości wiele tych "francuskich" rzeczy produkowano w Warszawie. Zmiany
nastąpiły w czasie Królestwa Kongresowego, kiedy to wprowadzono zakaz importu
niemal wszystkiego, co można było wyprodukować w Królestwie. Przedmioty z
importu stały się w tym czasie prawdziwym rarytasem.
Cyrkonowe tańsze
Na początku XX w. światło elektryczne było luksusem. Pierwsze żarówki były
bardzo drogie. Kosztowały często półtora rubla. To niemal tyle, ile wynosiła np.
przeciętna dzienna płaca robotnika. W fabryce Wulkan w 1911 r. płacono np. od
1,2 do 1,6 rubla. W lutym 1907 r. w fabryce na Nowowiejskiej wprowadzono
produkcję żarówek cyrkonowych, czyli metalowych. Ich cena szybko spadała. W 1914
r. "Cyrkon" wypuszczał 4 tys. takich żarówek dziennie, a cena za sztukę spadła
do 30 kopiejek.
Lux luks
"Przed pierwszą wojną światową elektryczność nie była dobrem powszechnym.
Dodawała raczej splendoru osobom prywatnym i instytucjom; tym ostatnim służyła
jako jeden z ważkich argumentów reklamowych. Hotele warszawskie jeszcze w 1914
r. w swoich ogłoszeniach wybijały grubą czcionką hasło: pokoje oświetlone
elektrycznością".
Józef Piłatowicz, "Dzieje elektryfikacji warszawskiej", Warszawa 1984
Nasi czytelnicy jak zwykle okazali się niezawodni. Na pytanie o los statku "Pan
Tadeusz", zadane w artykule "Po Wiśle z fajansem", odpowiedział pan Tadeusz J.
Drewnik.
ELEKTRYCZNY PAN TADEUSZ
Statek bocznokołowy "Pan Tadeusz" powstał wiosną 1911 r. w stoczni Maurycego
Fajansa na Solcu. Warto wspomnieć, że w tym okresie był to największy statek do
żeglugi po Wiśle. Został wyposażony w oświetlenie elektryczne, co by wskazywało
na przeznaczenie do rejsów nocnych na trasie do Płocka. W latach 1911-12
jednostkę tę eksploatowano jednak w rejonie Warszawy, w ruchu wycieczkowym
kursował codziennie, odbywając w ciągu popołudnia cztery półtoragodzinne rejsy.
Być może taka forma eksploatacji była bardziej opłacalna, zarówno finansowo, jak
i prestiżowo. W czasie I wojny firma Fajansów przekazała jednostkę władzom
wojskowym, z przeznaczeniem do przewozu rannych. Zdjęcie "Pana Tadeusza" w roli
ambulansu szpitalnego zamieścił "Tygodnik Ilustrowany" z 1914 r. Podczas
pełnienia tej służby statek został zatopiony przez Niemców pod Dęblinem.
Tadeusz J. Drewnik
Jerzy S.
Majewski
|