 |
Przejściowe trudności w
zaopatrzeniu.
Historia reglamentacji w PRL
tuż po wojnie — kartki na żywność;
1 września 1951 - 3 stycznia 1953 r. bony
mięsno-tłuszczowe (tylko dla pracowników sektora uspołecznionego);
lipiec 1976 r. - grudzień 1985 r. - talony
na cukier;
od kwietnia 1981 r. - kartki na mięso;
od maja 1981 r. - kartki na masło i
tłuszcze;
od maja 1981 r. - reglamentacja mąki i
przetworów zbożowych oraz ryżu;
od czerwca 1981 r. - abonament na mleko dla niemowląt;
od sierpnia 1981 r. - kartki
na alkohol. Pół litra wódki lub butelka wina importowanego
miesięcznie. Władze w niektórych województwach przydzielały dodatkowe
kartki na wódkę z okazji wesela lub chrzcin.
Wkrótce potem
reglamentowane są papierosy;
od sierpnia 1981 r. - proszek do prania — 300 g miesięcznie;
od sierpnia 1981 r. - mydło (1 kartka na 2
miesiące). O zawieszeniu decydowały władze regionalne;
od sierpnia 1981 r. - reglamentacja wyrobów
czekoladopodobnych (100 g mies.) i cukierków (250 g)od października
1981 r. - kartki na pieluszki;
od marca 1982 r. - kartka na kartki. Żeby otrzymać kartki, trzeba mieć
kartę zaopatrzenia”, której wydanie zostaje odnotowane w dowodzie
osobistym;
od drugiego kwartału 1982 r.
Miesięczny przydział na - malucha - 30 litrów,
od drugiego kwartału 1982 r. - kartki na zeszyty;
zima 1982/1983 r. - talon na jedną parę obuwia skórzanego lub
skóropodobnego całorocznego lub tekstylnego jesienno-zimowego;
kwiecień 1984 r. - talony na benzynę dla cudzoziemców, odbierane w
wybranych kasach walutowych Orbisu;
Oprócz powyższych towarów reglamentowano
także wiele innych towarów, decyzje należały do władz lokalnych.
Reglamentację żywności zniesiono w sierpniu 1989 r. |
 |
 |
Podwyższenie cen mięsa w PRL zawsze
groziło rozlewem robotniczej krwi w konsekwencji zmianą ludowej ekipy rządzącej.
Dopiero w 1976 r. przypomniano sobie trzecią drogę - po nieudanej próbie
podwyższenia cen cukru Piotr Jaroszewicz, ówczesny premier, ogłosił w telewizji
wprowadzenie bonów towarowych i nadal pozostał szefem rządu. Dlatego kilka lat
później, do trzynastego z 21 postulatów,
podpisanych w sierpniu 1980 r. w Stoczni Gdańskiej, a dotyczącego reglamentacji
mięsa, partia podeszła z pełnym zrozumieniem.
PZPR i rząd znalazły się W 1980 r. między młotem a kowadłem. Realizacja ósmego
postulatu strajkujących: „podnieść wynagrodzenia zasadnicze każdego pracownika o
2000 zł za miesiąc jako rekompensatę dotychczasowego wzrostu cen”, do reszty
zrujnowała i tak pusty rynek. A przecież po drodze był jeszcze postulat
dziewiąty „Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i
spadku wartości pieniądza” i dziesiąty: „Realizować pełne zaopatrzenie rynku
wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko i wyłącznie nadwyżki”
oraz jedenasty:
„Znieść ceny komercyjne oraz sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym”.
Reglamentacja mięsa wydawała się wyjściem jedynym- każdy, bez dręczących
kolejek, dostanie po przystępnej cenie tyle, ile mu się na kartkę należy. O ile
jednak racjonowanie cukru było proste, gdyż każde 2 kg na głowę miesięcznie
będzie identyczne, o tyle mięso i jego przetwory mogły zapowiadać kłopoty.
Ogłoszono więc powszechne konsultacje. W Polskę, ze szczególnym uwzględnieniem
wielkoprzemysłowych Zakładów Pracy, udało się 150 pracowników resortu handlu,
wspieranych armią działaczy partyjnych.
Reglamentacja — ale jaka?
Władza nie cieszyła się zaufaniem społeczeństwa, więc pierwsze pytanie, na jakie
trzeba było odpowiedzieć, uznano za chytre i podchwytliwe - czy kartka ma być
wartościowa, czy ilościowo-asortymentowa? Pierwszy wariant, w którym każdy
obywatel otrzymać miałby bon wartości np. 150 zł i sam zadecydowałby, czy chce
wykupić kilogram szynki, czy też kilka kilogramów mięsa z kością, uznano za
naruszający poczucie socjalistycznej sprawiedliwości społecznej.
Jakże to, jednemu szynka, drugiemu mortadela? W pierwszym etapie konsultacji
zażądano więc zgodnie, by na kartce było wyraźnie wyszczególnione, co się komu
należy. Ile szynki, ile parówek, mięsa z kością lub bez. Każdemu po równo.
Drugi etap konsultacji przynosi poważne
rozczarowanie. Proponowane przez rząd normy okazały się niewielkie. Najwięcej
mieli dostawać górnicy dołowi: 5 kg na głowę. Pozostali życzni - 4kg, kartka
umysłowa opiewała na 3 kg. Konsultanci bombardowani byli trudnymi pytaniami.
Skąd takie niskie normy, jeśli spożycie mięsa na głowę w 1979 i 1980 r. wynosić
miało 72—74 kg? Społeczeństwo targuje się też o kurczaki,
żeby je wyłączyć z systemu, nie obniżając wielkości przydziału. Zwiększy to
szanse zakupu przynajmniej tym, którzy mają dojście do ekspedientek. Prawda
okazuje się brutalna — aż 25 proc. podaży masy mięsnej stanowi drób, nie ma
mowy, aby pozostawić go poza kartkami.
Z pełną nieufnością przyjmuje się wyjaśnienie w sprawie eksportu. Jan Załęski,
minister przemysłu spożywczego i skupu, przekonuje, że za granicę wysyłamy tylko
konie, barany i trochę wołowiny. Dzięki temu mięsożerny sprowadzić paszę,
wykarmić nią własne świnie i puścić na kartki dwa razy tyle mięsa. Ludzie jednak
wiedzą swoje. Zwłaszcza gdy ktoś ma znajomego, którego szwagier pracuje na kolei
i przysięga, że w tych puszkach, na których napisane jest „farba”, wyjeżdża do
Związku Radzieckiego autentyczna szynka. Przedstawiany przez władzę bilans mięsa
powszechnie podawany jest w wątpliwość. Tych wątpliwości nie rozwiał nawet czas.
Józef Kowalski, który w latach 80. zajmował się w Ministerstwie Finansów
dotacjami do żywności, kilkakrotnie próbował uzyskać dane o eksporcie mięsa.
Bezskutecznie. Więc nawet dziś nie potrafi powiedzieć, ile szło do
ZSRR. Pewien jest natomiast, że spora pul żywności przeznaczona była dla
stacjonujących w Polsce żołnierzy sowieckich i ich rodzin.
Ludność wiejska propozycję przydziałów kartkowych przyjmuje jako kolejny przejaw
dyskryminacji rolników, których ambicję uraża zaproponowana wielkość
1,5-kilogramowego przydziału. -Również nie należy zmniejszać przydziału tłuszczu
rolnikom, przecież na wsi nie robi się dziś masła — postuluje w Sejmie poseł
Czesław Słowek (ZSL). — I) trzeba tę sprawę przemyśleć i chyba zrównać
przydziały masła dla wszystkich. Zresztą bilans tłuszczów też budzi sprzeciw
posła. — Te 10 czy 8 kg rocznie to są gramowe dawki. Czy te ilości wystarczą do
biologicznego życia człowieka? - ubolewa poseł w listopadzie 1980 r., gdy
straszenie cholesterolem z pewnością uznano by za objaw kolaboracji z komuną.
Lidia Wołowiec (PZPR) skłonna byłaby zrównać chłopo-robotników pod względem
przydziałów mięsnych z robotnikami. Przeciwko temu stanowczo oponuje jej kolega
klubowy Zdzisław Sikorski. -Przecież oni mają zaplecze na wsi, możność hodowli
inwentarza bądź drobiu- uzasadnia.
Zdanych oficjalnych wynika, że każdy mieszkaniec wsi w ramach samo zaopatrzenia
zjada miesięcznie ponad 4kg mięsa. Karol Wojtaszczyk, rolnik indywidualny,
proponuje wyjście kompromisowe: każdemu rolnikowi, który nabędzie dwa prosięta i
jedo drugiego
 |
 |
Oprócz powyższych towarów reglamentowano także wiele innych towarów, decyzje
należały do władz lokalnych. Reglamentację żywności zniesiono w sierpniu 1989 r.
no z nich zakontraktuje, państwo z góry da przydział na 200 kg paszy.
Ministerstwo Przemysłu Spożywczego i Skupu przyjmuje propozycję. Dodatkową
zachętą do kontraktacji ma być ustalenie minimum obowiązkowych dostaw (o
wartości 15tys. zł rocznie), poniżej którego rolnikowi kartka mięsna nie
przysługuje. Ale jego dzieciom —jak najbardziej.
Mimo to niektórzy wątpią w dobrą wolę władzy, a także w sens konsultacji. W
grudniu Adam Kowalik, minister handlu wewnętrznego i usług, publicznie dementuje
plotki, jakoby już zapadły w omawianej sprawie wiążące decyzje, a nawet
wydrukowano odpowiednie kartki. Kiedy jednak wreszcie konsultacje zakończono i
zdecydowano, że reglamentację mięsa i jego przetworów rozpocznie się od 1
kwietnia 1981 r., okazało się, że do sklepów ruszymy z kartkami wydrukowanymi na
luty. Reglamentację wprowadzono przejściowo na okres trzech miesięcy.
|
Już w pierwszym dniu obowiązywania kartek staje się jasne, że system należy
udoskonalić. Postulat, aby pozostawić konsumentom wolność wyboru sklepu, w
którym dokonają realizacji talonów, trzeba zastąpić przywiązaniem ich do jednej
placówki. Plątanie się ludzi po sklepach w poszukiwaniu lepszych gatunków wędlin
czy mięsa sprawia bowiem wrażenie, że niedobór jest większy, niż jest. Zwiększa
też niebezpieczeństwo, że w sklepie, w którym ustawiła się kolejka, mięsa
zabraknie, podczas gdy w innym — nie daj Boże — ulegnie ono zepsuciu.
Nawet jednak po wprowadzeniu rejestracji i dokładnym określeniu, w którym dniu
klient zrealizuje kartkę — najchętniej całą — okazuje się, że kołdra nadal jest
za krótka. Umysłowi, którzy w konsultacjach wywalczyli sobie wyższą normę,
pierwsi padają ofiarą urealnienia przydziałów do 2,5 kg mięsa (Z kością)
miesięcznie. Obok nawisu inflacyjnego pojawia się drugi, do tej pory nieznany —
nawis kartkowy, którego władza najpierw stara się mile dostrzegać, potem zaś
musi zalegalizować. Oznacza to, że czas ważności kartek miesięcznych wydłuża się
z powodu niemożności ich zrealizowania w wyznaczonym terminie. Czasem wrześniowe
spotykają się przy pustej ladzie z październikowymi.
Rozrasta się machina biurokratyczna. Reglamentacja wciąga w swoje tryby nie
tylko handel i jego dostawców. Wydawaniem kartek zajmują się zakłady pracy,
administracje domów mieszkalnych, wyższe uczelnie i rady narodowe, a od czerwca
także szpitale i przychodnie. Służba zdrowia decyzją ministra handlu ma wziąć na
siebie rozprowadzanie abonamentów na mleko dla niemowląt.
Maria Staniewicz, dyrektor Stołecznego Ośrodka Matki i Dziecka, nic o tym nie
wie, choć konsultowała się w tej sprawie z lekarzem wojewódzkimi wiceprezydentem
miasta. Z kolei Andrzej Kępliński, dyrektor wydziału handlu i usług m.st.
Warszawy, zapewnia, że na naradzie w Ministerstwie Handlu Wewnętrznego i Usług
poinformowano, iż abonamenty na mleko w proszku przejmie służba zdrowia.
„Najwyższy czas, żeby dwa p resorty dogadały się w koi”icu w sprawie
abonamentów, niemowlęta nie mogą przecież czekać” —pogania „Trybuna Ludu”.
Pod koniec maja urzędy dzielnicowe oraz gminne nadal czekają na pieczątki. Bez
nich nie mogą stemplować kartek „,ważne na cały kraj”, co uniemożliwia
społeczeństwu wyjazd na urlopy. Tylko z tak podstemplowaną kartką można się
próbować zarejestrować wjakimś sklepie na Mazurach lub nad morzem. Ale nawet te
urzędy, które już otrzymały stosowne pieczątki, utrudniają wyjazd ludziom pracy,
żądając dodatkowych oświadczeń, skierowań bądź kart urlopowych. ADM w ogóle
jeszcze nie wiedzą, że powinny coś stemplować. Karty zaopatrzenia, choć z
wyglądu mocno niepozorne, są druidem jak najściślejszego zarachowania. Co
miesiąc w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych zbiera się specjalna
komisja, która w sposób tajny tańsze farby. Chodzi oto, żeby każda edycja kartek
miała inny, niepowtarzalny kolor. Receptury mieszanki nigdzie się nie zapisuje,
kolor niemożliwy jest więc do podrobienia i nikomu wcześniej nieznany.
A jednak kartki można kupić na bazarze Różyckiego. NIK zastanawia się, w jaki
sposób w jednym tylko województwie białostockim aż 39 przedsiębiorstw i urzędów
administracji państwowej wydało bezpodstawnie karty zaopatrzenia na 31 ton
cukru? Stwierdza — i to już po kilku miesiącach reglamentacji, że w wielu
województwach karty mięsne wydawano rolnikom nie sprzedającym państwu produktów
rolnych, a studenci otrzymywali je zarówno w uczelniach, jak zakładach pracy
rodziców oraz w miejscu zamieszkania. Wniosek-system należy uszczelnić. Obłożnie
chorym, starym ludziom kartek nie może już przynieść z ADM dozorca. Urzędniczki,
głuche na wyjaśnienia, bronią się wytycznymi nakazującymi, że po odbiór kartek
należy udać się osobiście.
Jeśli ktoś kartkę zgubi, do końca miesiąca winien powstrzymać się od jedzenia.
Duplikatów nie wydaje się. Reglamentacją, oprócz cukru, mięsa, masła i mleka dla
niemowląt, objęte są już także mąka, kasza i ryż (2,5 kg na kwartał razem),
pieluszki, mydło (1 kostka na dwa miesiące), alkohol, słodycze, proszek do
prania, słodycze i papierosy. Odcinki rezerwowe R — na kartkach zapowiadają, że
to nie koniec.
 |
Przewodnik po reglamentacji
Kartki w zasadzie wydawały zakłady pracy lub administracje domów
mieszkalnych (emerytom). Ale:
• po abonament na mleko dla niemowląt należało zgłosić się do szpitala
lub przychodni,
• po talony na benzynę - do PZU,
• kartkę na zakup obrączek dostawało się po ślubie. Można ie było kupić
na podstawie adnotacji urzędu stanu cywilnego na odpisie zawarcia
małżeństwa. Obrączki nie należały się tym, którzy brali ślub po raz
drugi.
• garnitur i buty dla nieboszczyka kupowało się po okazaniu aktu zgonu,
• papier toaletowy w punkcie skupu makulatury za surowce wtórne,
I kartka nie podpisana była nieważna. Sam odcinek bez nazwiska -
również.
Co za co
• Na odcinek „woł.-ciel. z kością” można było dostać: rąbankę wołową,
kurczaka lub podroby;
• łopatkę wieprzową z kością, jako gatunek szlachetny, kupowało się za
odcinek mięso (bez kości);
• na ten sam odcinek - teoretycznie - należała się szynka, która na
hakach nie występowała. Osoby bez dojść musiały zadowolić się kiełbasą,
mielonką lub parówkami. Wkrótce okazało się, że wędliny szlachetne
(szynka, baleron, szynkowa) występują w ilościach śladowych jedynie w
okresach przedświątecznych;
• na mąkę i przetwory zbożowe obowiązywała specjalna kartka;
I na odcinek rezerwa” dostawało się inny, deficytowy towar, np. zeszyty,
rajstopy itp. Informacje podawała prasa lokalna;
• palacz, któremu nie wystarczał przydział miesięczny - 12 paczek - mógł
na papierosy zamienić kartkę na wódkę. Za odcinek alkohol” można też
było wykupić kawę;
• na kartkę czekolada można było otrzymać tylko wyrób czekoladopodobny
(słodki i brązowy). Prawdziwej czekolady nie produkowano z powodu
przejściowych trudności ze zdobyciem wsadu dewizowego (ziarno kakaowe);
• kiedy trudności z zaopatrzeniem pogłębiały się, ważność kartek
przedłużono na następny miesiąc. Często jednak po prostu traciły
ważność. Niekiedy można było na odcinek „mięso" wykupić dodatkowy
przydział cukru, kilo za kilo. |
Dzielnicowy podział kraju
Nikt nie ma już także złudzeń, że kartki wyeliminują kolejki. Oprócz
reglamentacji centralnej, bujnie kwitnie żywiołowa, wprowadzana przez władze
Kartki spożywcza wojewódzkie, miejora na mleko z 1981 r. sine, a nawet gminne.
W woj. krośnieńskim za kartkę na cukier można kupić 10 paczek papierosów. Krosno
staje się mekką dla palaczyz ościennych województw, którzy po zarejestrowaniu
swoich kartek w radzie narodowej mogą także skorzystać z lokalnego przywileju. W
Gorzowie jest także nieźle — można kupić papierosy na zapas, po przedstawieniu
karty urlopowej. Ale tylko teoretycznie, ponieważ dają się odczuć brakiw
zaopatrzeniu. W woj. tarnowskim na kartkę alkoholową (0,5 litra miesięcznie)
można dostać 10 dkg kawy lub 0,5 kg słodyczy, a na lubelszczyźnie inaczej.
Pijesz? — Nie pal, albowiem kartkę alkoholową zamienia się na papierosy. Po
mydło idzie się z kartką na cukier. Poczucie sprawiedliwości razi jednak fakt,
że wjednym regionie alkohol mógł kupić 18-latek, zaś winnym dopiero, gdy
ukończył
21 lat. Wiąże się go bowiem z innym rodzajem kartki. Obywatele Starogardu w woj.
szczecińskim najpierw gotowi są swoje władze nosić na rękach, gdy te
postanawiają wprowadzić kartki weselne, które umożliwiają zakup 20 butelek wódki
(na chrzciny tylko 5). Wkrótce potem chcą je już wywozić na taczkach, gdy
dowiadują się, że w Lobzie na wesele sprzedają aż 30 flaszek, a na chrzciny 10.
Choć władza robi, co może, nadal krążą nieprzychylne plotki. W styczniu 1982 r.
minister handlu dementuje pogłoski, że wydrukowane już zostały kartki na chleb.
Adam Tańsld, wówczas zajmujący się dotacjami do żywności w Ministerstwie
Finansów, przeczuwa, że tej wirówki nonsensu nie da się już zatrzymać.
Uruchomiono bowiem mechanizmy gigantycznego marnotrawstwa. Ceny żywności ustala
Biuro Polityczne. Tam też zapadają decyne o parytecie, czyli jakie dochody rząd
i partia muszą zagwarantować rolnikom. Polityka rolna PZPR zakłada, że bez
względu na wielkość gospodarstwa mają być one równe 0,8 średniej pensji
krajowej. Najwyższe gremium partyjne nie jest jednak
w stanie zadekretować kosztów. Ceny detaliczne żywności muszą stać w miejscu,
ale zagwarantowanie parytetu zmusza do podnoszenia cen skupu. Pod koniec lat 80.
ceny skupu płodów rolnych są już dwukrotnie wyższe od detalicznych cen żywności.
- Wiackmo było, że to się musi źle skończyć—konkluduje dzisiaj Tański. —Żaden
budżet tego nie udźwignie.
Szynki nadal nie było.
JOANNA
SOLKA
Współpraca: IWONA KOCHANO WSKA, JUSTYNA KAPECKA
|